Dziś miał być artykuł o komunikacji, obecności, potrzebie bycia wysłuchanym, on będzie jednak później, bo życie teraz podsuwa mi inny temat.
Kolejny dzień z życia, jestem zmęczona, boli mnie głowa, najchętniej poszłabym spać, odpoczęła, aktualnie nie jest to możliwe. Nie mogę powiedzieć moim dzieciom „Kochani, mama nie najlepiej się czuję, muszę odpocząć, potrzebuję czasu dla siebie, poradzicie sobie sami?”. Tak samo nie mogę w nocy powiedzieć mojemu ząbkującemu, płaczącemu niemowlakowi „Dziecinko, śpij, mama jest zmęczona i tak bardzo chce spać, bo tak dawno nie przespała całej nocy”. Patrzę teraz na siebie i widzę czerwone oczy, lekko podpuchnięte, przekrwione, również ze zmęczenia ale głównie od wieczornego płaczu.
Chciałabym się z wami podzielić niesamowitym spotkaniem, które miało miejsce wczorajszego późnego wieczoru. Wierzę głęboko, że może to wam pomóc, WAM, poszukiwaczom, takim jak JA.
Jestem w stanie przypuszczać, że osoby, które nie mają świadomości zbliżonej do mojej, mogą odnieść wrażenie, że idę w jakiś trudny do pojęcia OBŁĘD. Zaczynam kroczyć na granicy normalności i zaburzeń psychicznych. Ale szczerze, jakiś czas temu przestało mi zależeć na przychylnej opinii nieprzychylnych mi osób. Więc możecie myśleć, co wam się tylko MYŚLI. Co tam się w głowie roi, niech się kłębi, do woli. Ja tym którzy są ze mną i tym którzy będą chcieli kpić, wątpić, życzę tak samo dobrze!
Na wstępie kilka słów o temacie rozważań, o EMOCJACH. Każdy z nas jest w stanie odczuwać całą gamę emocji, takich jak złość, radość, strach, miłość, rozczarowanie, nadzieję, zazdrość, empatię, gniew, spokój… Jest ich mnóstwo!
Świat naszych odczuć, zaczął się łącznie z początkiem naszego życia. Jako dzieci byliśmy zależni od naszych rodziców. Od ich reakcji na nasze zachowania, zależało to czy mogliśmy wyrażać emocje, czy też musieliśmy zacząć jest chować, ukrywać i blokować. O ile te ‚pozytywne’ mogliśmy odczuwać bez większych ograniczeń, tak te ‚negatywne’ budziły wrogość, niechęć naszych rodziców. Nie wskazany był płacz, złość, gniew, zazdrość, żal… nie mogliśmy tego czuć. Bo chcieliśmy za wszelką cenę zyskać aprobatę i akceptację naszych rodziców. Nawet kosztem chowania tego co ISTOTNE, a dla nich niewygodne.
Kumulowane emocje są w nas, one nie znikną same. Będą rosnąć i wołać o uwagę, będą krzyczeć i domagać się uwolnienia. We mnie krzyczą od dłuższego czasu.
Kiedy rozpoczęło się już to chowanie emocji, trwało przez powiedzmy 30 lat życia, to nie da się ot tak… zacząć ich wyrażać, odczuwać, jakimś magicznym sposobem. Trzeba się tego nauczyć, a na samym początku trzeba być świadomym, że coś takiego istnieje w nas – ukryte, nagromadzone, zepchnięte ‚negatywne’ emocje. Że budzą się w najmniej odpowiednich momentach, że chcą wyjść. Wybuchamy gniewem w nieadekwatnych sytuacjach, nie przez denerwującego sąsiada, tylko przez to, że pobudza on w nas to co chcemy odsunąć. Że czujemy się w tej sytuacji jak małe, nieporadne, bezbronne i krzywdzone dziecko, które chce wołać o pomoc, a nie może. Wtedy to wychodzi… jest to chwila, żeby się nad tym zatrzymać i zastanowić.
To czego doświadczyliśmy jako dzieci bezradność, smutek, samotność, żal, strach, gniew i wiele innych odczuć, jeśli nie miało przestrzeni żeby być, zostało zapisane, nie w naszych małych głowach a w naszych ciałach. W mięśniach, organach. Każda mała tragedia to był taki ścisk, spięcie i przeczekanie, które było zapisywane, bezbłędnie zapamiętane i przechowywane do teraz. Czeka aż wrócimy. Ciało to nasza kopalnia wiedzy o sobie. Abyśmy chcieli z niej czerpać!
A musimy wrócić, żeby zrozumieć. Żebyśmy wiedzieli czego nam zabrakło jako dzieciom, czego wciąż, choć często nieświadomie, szukamy. Miłości, uznania, aprobaty, akceptacji, obecności, poczucia bycia ważnym i wyjątkowym, potrzebnym, chcemy aby przyjęto nas takimi jacy jesteśmy, bez konieczności ciągłego udawania. Nie chcemy żeby nas kochano za to co robimy, za to co mamy a za to jacy JESTEŚMY.
To co było, ma ogromny wpływ na nasze postrzeganie świata, na podejście do życia, do innych ludzi, do siebie samych. Dzieciństwo rzuca długi cień na nasze aktualne życie. Ja właśnie składam lampkę, która oświetli ten cień, pomoże temu mojemu, małemu dzieciątku wyjść z cienia.
A żebyśmy sami wiedzieli jacy jesteśmy, musimy wrócić do siebie i dowiedzieć się TEGO. Wtedy odkryjemy siebie i zaczniemy żyć. Ja do tego dążę! Chcę wolności, chce spokoju, chcę rozumieć i żyć nie dla innych, tylko dla SIEBIE! Bez udawania, bez krycia… Wychodzę z piwnicy, mojego szklanego domu!
Ja próbuję zrobić porządek ze sobą, tak to nazywałam do tej pory, ale tak szczerze teraz czuję, że wyrażenie porządek, jest bardzo nieodpowiednie. Bo ja nie jestem bałaganem, który trzeba posprzątać, nie jestem chaosem, z którym trzeba zrobić porządek. Jestem teraz na rozdrożu, w drodze, w poszukiwaniu… czego szukam?
Siebie szukam!
Próbuję znaleźć swoje JA, wrócić do siebie, bo bardzo chcę odzyskać czucie, chcę odzyskać zdolność odczuwania emocji, okazywania uczuć, chcę umieć interpretować co się we mnie dzieje, chcę mieć wybór, chcę żeby znaleźli się wokół mnie ludzie, którzy będą towarzyszyć mi w tej DRODZE, chcę rozpoznawać i realizować swoje potrzeby, chcę stawiać granice, chcę działać, chcę tworzyć. Ja po porostu chcę zacząć ŻYĆ! Nie wegetować, nie jakoś trwać z dnia na dzień.
Wiem, że chcę wiedzieć. Wiem, że potrzebuję zmian! Ale jak to zrobić?
Ja działam tak jak potrafię. Czytam, dużo czytam, dużo chcę jeszcze przeczytać, bo chcę wiedzieć, o co chodzi. Dlaczego dzieje się we mnie, to co się dzieje. Chce rozumieć! Już wiele rozumiem i wiem, ale na poziomie intelektualnym, rozumowym. Czytam o uczuciach… pojmuję, ale nie umiem czuć. Czytam o uwalnianiu emocji, procesowaniu ich, o wyzwalaczach, próbuję, ale dalej nic nie czuję. Dlaczego?
Powyższe filmiki, żeby mniej więcej było wiadomo o czym piszę. O procesowaniu emocji, o wyzwalaczach. Polecam również inne filmy Madzi, cudowne!
Próbowałam czuć. Bezskutecznie, bo do tej pory robiłam to na poziomie głowy, rozumu, świadomym interpretowaniu różnych zdarzeń, składaniu faktów, próbując łączyć wiedzę z moimi doświadczeniami. Próbowałam czuć, będąc zupełnie ODCIĘTA od swoich emocji, zamkniętych w moim ciele i zabarykadowanych na milion spustów.
Czułam, że coś mnie pobudza, że coś zaczyna się dziać, próbowałam postępować według instrukcji z powyższych filmików, nagranych przez cudowną osobę, którą niby przypadkiem, ale odnalazłam, ku mojemu szczęściu.
Próbowałam… ale bez oczekiwanego przeze mnie efektu. Przykładowo czułam ucisk w klatce piersiowej, była to reakcja na zwykłą, codzienną rozmowę z mężem. Zaczynam więc oddychać, głębokie oddechy, kieruję oddech w miejsce, w którym czuję ból, dalej oddycham, myślę co czuję. Wiem, że to żal, rozczarowanie. Próbuję sobie przypomnieć wydarzenie z przeszłości, z którego może wynikać ten ból. W tym momencie, grzebiąc w pamięci, tracę kontakt ze swoim ciałem, rozmywa się, nie wiem już nic, a czucie, które było tylko na chwilę, zanika. Rozczarowanie. Po wielu próbach, straciłam nadzieję. Myśląc, że ja chyba nie jestem w stanie CZUĆ w ogóle, nic.
Myślałam, że żeby wrócić i odczuć to, do czego nie mam dostępu, muszę przypomnieć sobie konkretne sytuacje, wydarzenia z przeszłego życia. Bo ta niepamięć budziła mój lęk, czułam, że jak sobie przypomnę to już będzie dobrze. To była moja blokada. Zaczynałam czuć i włączała się analiza, mózg aż wrzał, a emocji, czucia nie było.
Myślałam tak do wczoraj, kiedy zdecydowałam, że w tej drodze potrzebuję pomocy. Że potrzebuję kogoś, kto będzie mnie prowadził… znalazłam. Wczoraj po raz pierwszy rozmawiałam z kimś, kto chciał mnie rozumieć, od kogo biła szczera empatia, chęć pomocy, zrozumienie, spokój. Niesamowite spotkanie!
Rozmowa, potem proces, mający na celu dotarcie do emocji i nawiązanie kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem, z moją małą Madzią.
Działy się rzeczy, których nie rozumiałam, zaczęłam czuć, że moje ciało do mnie MÓWI, że ono REAGUJE, że chce mi coś POWIEDZIEĆ, że chce mi POMÓC, że chce pomóc mi UWOLNIĆ te całe zalegające TONY, nigdy niewypowiedzianych emocji, sytuacji, w których bałam się, byłam bezsilna, nie mogłam nic zrobić, kiedy byłam samotna, opuszczona i przestraszona.
To się działo, a ja byłam w SZOKU, że TO się DZIEJE!
Fragment tego co stało się moim udziałem wczorajszego wieczoru…
Skupiałam się na swoim ciele, na oddechu, wsłuchałam się w odczucia ciała. Zaczęłam czuć niesamowicie silny ścisk szczęki, nie mogłam niemal otworzyć buzi, czułam go, ten ucisk powodował ból, promieniował w stronę uszu, czułam go… Oddychałam… Skupiałam się na mojej szczęce, na tym bólu. Pozwoliłam mu być. Moja towarzyszka zadawała mi pytania. Co czujesz? Czuję bezradność i złość. Ile masz lat? Cztery. Gdzie jesteś? W pokoju, siedzę, wciśnięta w róg ściany, skulona. Naprawdę to widziałam! Byłam zaskoczona, tymi spontanicznymi odpowiedziami, bo nie rozumiałam skąd one się biorą. Jak to możliwe? Płakałam i widziałam siebie, skuloną, wciśniętą w róg pokoju, schowaną za meblami, siedziałam tam, taka mała i tak bardzo sama.
Czego potrzebuje ta mała Madzia? Wsparcia, uwagi, przytulenia, rozmowy, obecności.
Weszłam tam ja, aktualna Magdalena i podeszłam do tej małej Madzi, byłam z nią, dla niej. Bo ja JESTEM, troszczę się o nią, chcę z nią BYĆ, SŁUCHAĆ i nieść jej wsparcie! Nie będzie już sama, ze swoimi malutkimi pełnymi łez oczami, ciałkiem skulonym w przestrachu. Ja zawsze będę i stanę w jej obronie, jeśli będzie taka potrzeba, pomogę jej… bo kto jak nie ja? Ja ją rozumiem jak nikt inny! Bo ja to czułam, ja tam byłam, a moje ciało jest do tego BRAMĄ!
Ja świadomie nie pamiętam, ale ono pamięta, ono wie. Moje ciało ma zapisany w sobie ten STRACH, ZŁOŚĆ, BEZRADNOŚĆ, ŻAL, BÓL, ROZCZAROWANIE. Pamięta każdą trudną sytuację, kiedy potrzebowałam wsparcia, a NIKOGO nie było. Kiedy potrzebowałam, kogoś kto cieszyłby się moim szczęściem, a nie było NIKOGO. Kiedy chciałam powiedzieć DOŚĆ, a nie mogłam. Kiedy chciałam UCIEC, a moje mięśnie zastygały w bezruchu. Kiedy chciałam się BRONIĆ, a stałam nieruchomo. Kiedy chciałam MÓWIĆ, KRZYCZEĆ a strach ściskał mi gardło. Kiedy potrzebowałam dobrego słowa, a nic takiego do mnie nie docierało. Kiedy się bałam, a byłam SAMA.
Moje CIAŁO… od wczoraj jest moim drogowskazem, drogą do odkrycia siebie, bramą dla moich emocji. Stało się drzwiami, przez które będę przychodzić do tej mojej, małej, ukochanej Madzi, przytulać ją, nieść pomoc, wsparcie, rozmowę, czas i uwagę. Za każdym razem kiedy będzie mnie potrzebować, ja pobiegnę do niej! Zawsze!
Ja Magdalena, racjonalna, sceptyczna co do tych całych teorii CIAŁA, będącego naszym kompasem, wsparciem, środkiem do odkrycia siebie. Kiedy POCZUŁAM, zaczęłam mieć z nim kontakt, zmieniłam zdanie, zaczęłam rozumieć. Chcę go mieć więcej i częściej! Mimo tego, że od wczorajszego spotkania chciałam uciec, bałam się, nie byłam zbyt otwarta, raczej pełna obaw. Udało się! Z nadzieją patrzę w przyszłość! Cieszę się z mojej odwagi, że chciałam spróbować, jestem z siebie dumna, idę do przodu, w kierunku zmiany i poznania.
Po przeżyciu wielu sytuacji, o których chciało mi opowiedzieć moje ciało, cała aż trzęsłam się w sposób niekontrolowany. Bałam się, a jednocześnie, czułam, że to co się dzieje jest mi potrzebne i dobre. Że to moje ciało, chce mi pomóc otrząsnąć się z tego co przed kilkoma chwilami wróciło do mnie.
NIESAMOWITE!
Szczerze po zakończeniu rozmowy, byłam bardzo zmęczona ale i dziwnie, nieswojo spokojna. Byłam pod ogromnym wrażeniem, moja twarz mimo łez, była szczęśliwa. Wypisane miałam na niej pytanie: O co chodzi? Jak to możliwe? Jak to się wszystko stało? A z drugiej strony: JEST! Dało się! Jednak coś czuję! Jednak nie jestem MARMUROWYM posągiem!
Poczułam TO i pójdę tą drogą! Widziałam siebie, chcę WIĘCEJ, chcę tam wracać!
Jeśli chcecie mi towarzyszyć będzie mi miło, móc dzielić się z osobami będącymi w podobnym ‚stanie’, łapania kontaktu ze sobą!
Zmęczona, pełna nadziei, serdecznie pozdrawiam!