TRAUMY, źródło naszych aktualnych problemów!

Trauma i rozszczepienie wewnętrzne to dla mnie tematy szalenie ważne! Zaczynając artykuł miałam w pierwszej kolejności opisać teorię, jednak podczas pisania wpadł mi do głowy obraz, który tak cudownie przedstawia w moim przekonaniu rozszczepienie wewnętrzne człowieka, wynikające z doznanych traumy, że czuję przemożną chęć rozpoczęcia właśnie od tego.

Chciałabym, żebyście przeczytali uprzednio mój ‚wiersz’ aby zapoznać się z koncepcją szklanego domu bez drzwi, bo tam początek ma moja wizja.

W próżni bolesnej, dziecko zamknięte,
w szklanym domu bez drzwi.
Na widoku nie chce już być, do piwnic swych schodzi,
by nie widział jego bólu nikt,
aby tylko zamknąć się i przetrwać jakoś dziś,
z nadzieją czekać na jutro.
Może dzień nowy odmieni jego los?!
Tak trwa to lat wiele,
bez zmian, tak bardzo boli wciąż.
Zasłaniać się muszę coraz bardziej by trwać.
Porzucić nadzieję boję się tak,
bo łatwiej się łudzić, niż miłości przyjąć BRAK.

Teraz wyobraźcie sobie piękny las, drzewa, z których opadają liście, pośród nich na polance stoi dom, oświetlony jesiennymi, delikatnymi promieniami słońca. Nie jest to zwykły dom. Dom jest sześcianem, ściany wykonane są z grubego szkła, jest całkowicie przezroczysty, w środku nie ma mebli, nie ma dekoracji, nie ma nawet drzwi, nie ma zupełnie nic, tylko dwie postacie.

Jest jeszcze coś co przykuwa moją uwagę, po środku jest właz, zejście do piwnicy. Na włazie stoi jedna z osób – strażnik, nie schodzi z niego nawet na chwilę. Strażnik w moich oczach jest surowy, nieugięty, kiedy patrzę z zewnątrz robi groźną minę. Kiedy patrzy na niego ona, jego twarz łagodnieje, uśmiecha się, macha w geście pozdrowienia, stwarza pozory przyjaźni i troski.

Drugą postacią jest iluzoryczna, zwiewna, lekka i czuła osoba, przepełniona ciekawością. Pląsa po domu, zachwyca się widokami wkoło. Nie może jednak wyjść, jest odizolowana. Mimo to jest pogodna, choć co jakiś czas patrząc na zamknięty otwór w podłodze, przeszywa ją znajomy smutek i żal. Jest również strach, nie rozumie co się z nią dzieję i skąd biorą się te uczucia… zaczyna zastanawiać się co tam jest, po co i dlaczego strażnik ciągle tam stoi?

Nagle dwie ogromne dłonie, zwane otoczeniem, czy rzeczywistością chwytają dom i potrząsają nim. Wstrząsy są tak mocne, że strażnik mimo wielkiego wysiłku, nie jest w stanie utrzymać się na włazie. Ona opiera się o ścianę, osuwa na podłogę i z zapartym tchem patrzy na to co się dzieje.

Właz otwiera się, nagle ONO wyskakuje z ogromnym pośpiechem, jest przestraszone, smutne, rozżalone, przeraźliwie krzyczy, piszczy, płacze. Może woła o pomoc, jedyne co ONA widzi to chaos i jedno wielkie niezrozumienie. Jakby ono mówiło w innym języku, kiedy próbuje się do niej zbliżyć i cichutko zaczyna szeptać, pojawia się strażnik, w prawdziwej furii, chwyta ONO i wpycha je z powrotem do piwnicy, z hukiem zatrzaskując wejście. Poprawia ubranie i robi dobrą minę do swej tragicznej gry.

Ona jest zdziwiona, jednocześnie zatroskana, pełna refleksji nad tym co się stało, podchodzi do strażnika stojącego znów na włazie, pyta co się stało? Strażnik zaczyna opowiadać przeróżne historie, mające na celu wyjaśnienie tego dziwnego i niechcianego zjawiska. Kiedy ona staje się zbyt dociekliwa, strażnik stosuje przeróżne techniki, aby odwrócić jej uwagę, jest w stanie nawet  wmówić jej, że to co widzi nie jest prawdą, że jest chora i ma sny na jawie.

Te nawet największe starania strażnika, nie uspokajają na długo JEJ niepokoju.

To przedstawienie będzie trwać do momentu kiedy, ONA przestanie wierzyć strażnikowi, zepchnie go z włazu i zechce poznać ONO, z całym jego żalem, historią, zechce go wysłuchać. Wtedy będzie mogła przyjąć i uścisnąć ONO, a w tym zrozumieniu złączą się w jedno. Strażnik widząc to podejdzie do nich i obejmie oboje, wtedy stanie się coś niezwykłego! Stanie się JEDNOŚĆ. Spowoduje ona taki wstrząs, że ściany szklanego domu rozsypia się na kawałki. Wtedy TY wyprostujesz się, odetchniesz świeżym powietrzem i teraz będzie możliwe rozpoczęcie cudownej podroży, nazywanej życiem!

Teraz już nie będzie rozdzielonej jedność, zamkniętej w szklanym domu bez drzwi. Tylko prawdziwa JEDNOŚĆ! Prawdziwy Ty, kompletny, pełen, gotów żeby iść własną drogą!

Tak obrazowo w moich oczach wygląda nasza wewnętrzna walka. Strażnik jest naszą częścią służącą przetrwaniu, ONA jest naszą zdrową częścią, a mroczny mieszkaniec piwnicy, ONO, to straumatyzowana część naszej osobowości.

Aby zrozumieć pełen przekaz wytworzonej w mojej wyobraźni historii, musimy poznać fakty dotyczące traumy i rozszczepienia wewnętrznego.

Rozszczepienie psychiczne, jest to dramatyczne rozdzielenie zachodzące wewnątrz nas, powstałe na skutek traumatycznych przeżyć. Rodząc się jesteśmy scaleni, jednolici, nasza osobowość jest jednością. Po doświadczeniu traumy następuje jej rozdzielenie. Nie jest to zabieg zbędny, jest właściwie konieczny, w momencie gdy stajemy w obliczu niebezpieczeństwa, będącego zagrożeniem dla naszego życia. Dzięki temu rozdziałowi żyjemy, mimo wielu tragicznych historii, w które zostaliśmy uwikłani. Tragedią tych cudownych, ochronnych mechanizmów jest to, że mimo tego, że jesteśmy bezpieczni i zagrożenie dawno minęło, nasze rozszczepienie nie przestaje trwać. Musimy się mocno, świadomie napracować, żeby uzyskać ponowne scalenie, by stać się znów JEDNOŚCIĄ. Trudne zadanie ale jest to możliwe!

Nasza osobowość ulega rozdziałowi, zamiast jednej części, stajemy się trzema, każda z nich ma swoją misję w tej grze, walce. Posiadamy zdrowe części, części straumatyzowane oraz  części służące przetrwaniu.

Pokrótce, w powstałej części straumatyzowanej (ONO, mieszkaniec piwnicy), zostają uwięzione nasze lęki, bóle, oraz wszystkie wspomnienia sytuacji traumatycznych ale również nasz potencjał.

Część służąca przetrwaniu (strażnik), ma za zadanie odciąć od świadomości naszych zdrowych części (ona), wszelkie negatywne doświadczenia, abyśmy mogli trwać i radzić sobie z życiem, ale niestety resztkami naszego potencjału psychicznego.

Pozostaje też zdrowa część (ona), są to części naszej osobowości sprzed wystąpienia traumy. Niestety im wcześniej zaczęliśmy doznawać traum tym te części są mniejsze. A jedynie te zdrowe zasoby (zdrowa część osobowości, ONA) są dla nas szansą, na scalenie i uzyskanie ponownej jedności. Dlatego traumy doznane we wczesnym dzieciństwie są tak kluczowe w ‚zdrowieniu’ i jednocześnie tak dla nas niebezpieczne!

Dowiedzmy się czym są traumy. (…)


Trauma jest to sytuacja, w obliczu której jesteśmy bezbronni, bezradni, bezwolni a towarzyszący nam lęk jest zbliżony do lęku przed śmiercią. Traumę możemy podzielić na trzy etapy:

PO PIERWSZE
Dzieje się sytuacja niebezpieczna, będąca źródłem i początkiem całego łańcucha dalszych zdarzeń.

Trauma, jakby to pojęcie wrogo nie brzmiało, nie jest to sytuacja nam obca. Jak już wspomniałam najbardziej niebezpieczne dla nas są traumy z wczesnego dzieciństwa. Jesteśmy wtedy szalenie bezbronni, zależni. Przykładowo kiedy rodzice byli nieobecni fizycznie (wyjechali, stracili życie) czy emocjonalnie (byli zbyt zajęci sobą, pracą) budzi się w nas pierwotny STRACH, że nas zostawią, że zostaniemy sami. Dziecko wie, że samo nie przeżyje. Więc dla dziecka brak kontaktu z rodzicem, oznacza brak bezpieczeństwa, jest dla niego tak traumatyczne, że jego lęk urasta do strachu przed utratą życia.

Zaczynając od początku, w momencie kiedy pojawia się dziecko tworzy się relacja matka-dziecko, rodzice-dziecko, towarzyszą temu siły psychiczne mające na celu stworzenie więzi.

Dziecko jest niesamowicie zależne, jego życie leży w rękach matki, w rękach rodziców. Jest to pierwotna potrzeba niezbędna do rozwoju człowieka, zarówno fizycznego, emocjonalnego jak i psychicznego. Ta niesamowicie silna potrzeba bycia blisko, odzwierciedla się we wpisanym w każdego z nas lękiem przed utratą rodziców, przed stratą tego co jest niezbędne i konieczne, przed stratą ich miłości.

Nie ma miłości, nie ma wsparcia, nie ma obecności, ciepła, bliskości, nie ma rozwoju, życie staje się wtedy codzienną, trudną, walką o byt.

Kluczem do zbilansowanego rozwoju dziecka jest bliskość i OBECNOŚĆ matki. Nie wystarczy, że matka fizycznie jest, musi być dostępna. Im matka lepiej się czuje sama ze sobą, im bardziej jest stabilna emocjonalnie, tym lepiej dziecko radzi sobie w życiu, tym bardziej może zająć się sobą. Kiedy ta więź jest bezpieczna, dziecko może rosnąć i nic nie hamuje jego rozwoju. W przeciwnym wypadku, dziecko jest tak pochłonięte stanami matki, które stanowią dla niego źródło ogromnego stresu, że nie są w stanie się od niej oddalić. Pada ofiarą uwikłania, leżącego u podstaw większości ludzkich problemów, w dorosłym życiu.

Niestabilna matka jest źródłem ogromnego stresu, a dzieci zostają same ze swoimi emocjami, z lękiem, złością i smutkiem. Jest to ogromne obciążenie psychiczne, prowadzące do traumy.

Zaburzenia więzi, powodują zaburzenia psychiczne a to z kolei negatywnie wpływa na tworzenie relacji społecznych, a że jesteśmy stworzeniami społecznymi, odnajdowanie się w relacjach z innymi ludźmi jest podwalinami do satysfakcjonującego życia.

Więź między rodzicami i dzieckiem, powinna być fundamentem dobrego życiowego startu. Niestety często nieświadomi rodzice, zamiast cudownego startu, wstrząsają życiem dziecka od samego początku, co odbiera możliwość do pełnego rozwoju. Stąd dzieciństwo części z nas było jedną wielką traumatyzującą historią, unikalną dla każdego z nas. Łączy nas wszystkich droga do odzyskania jedności, do poznania.

PO DRUGIE
Sytuacja traumatyczna jest wewnętrznie przeżywana. Towarzyszy temu ekstremalny stres, ogromny lęk, uruchamia w naszym ciele wszystkie możliwe reakcje fizyczne i psychiczne, nie mające niemal granic. Konieczne jest nagłe przerwanie tych aktywności, następuje wtedy tak zwane zamarcie lub zastygnięcie w szoku. Jest to mechanizm konieczny aby te nieograniczenie narastające reakcje nie spowodowały śmierci organizmu, przez nadmierne pobudzenie. Emocje pozostają w tym bezruchu, zablokowane w ciele. Tutaj bardzo zasadne są wszelkie teorie związane, z nawiązywaniem kontaktu ze swoim ciałem, bo w nim możemy odnaleźć skarbnicę wiedzy o minionych doświadczeniach. Dając sobie poczuć, możemy odmrozić nasze ciała i zacząć w końcu je czuć! Bo zazwyczaj nasze czucie zaczyna się i jednocześnie kończy na poziomie głowy, a cała jego reszta jest, jak to niechciane ONO zamknięte w naszych piwnicach podświadomości.

PO TRZECIE
Zdarzenie traumatyczne niesie za sobą wiele skutków, są to skutki krótko-, średnio- i długoterminowe. To całe wewnętrzne przytłoczenie jak i szkody wyrządzone przez hamowanie nadmiernego pobudzenia, nie pozostają bez echa w naszym życiu. Następuje rozdzielenie psychiczne między sytuacją a wywołanymi przez nią reakcjami psychicznymi, a wszelkie wspomnienia o zdarzeniu zostają WYMAZANE!

Dlatego w większości przypadków nie jesteśmy wstanie poznać prawdziwego źródła naszych lęków, niezrozumiałych reakcji, podłoża konfliktów bo są wymazane ze świadomości, ukryte w piwnicach podświadomości.

Przez doznaną traumę, tracimy kontakt ze sobą, ze swoim ciałem, postrzegamy świat przez swoje krzywe zwierciadło, nie potrafimy wchodzić  w zdrowe i nieobciążające relacje międzyludzkie. Wtedy postrzeganie, taką zdrową percepcję ludzi, relacji i otocznia zajmują projekcje (przypisywanie innym ludziom własnych negatywnych zachowań, cech, poglądów).

Traumatyzacja człowieka niesie za sobą niewyobrażalnie wiele negatywnych skutków, zarówno dla otoczenia a tym bardziej w bliskich relacjach z innymi ludźmi, głównie w relacji z dziećmi, w relacji z partnerami. Straumatyzowani rodzice często nieświadomie stawiają dzieci w krzywdzących sytuacjach, którymi sami byli ofiarami.

Doświadczone traumy odciskają ogromne piętno na całym ludzkim życiu. Przez co, choć nieświadomie, we własnych związkach powtarzamy, powielamy wzorce relacji, schematy konfliktów, które zostały wytworzone w relacji z rodzicami.

Rodzice! Nasze życie jak i zdrowie psychiczne leży tylko i wyłącznie w naszych rękach i w naszej odpowiedzialności. Odpowiadamy również za życie i przyszłość naszych dzieci!!!! Gdybyśmy wszyscy mogli pojąć jak ogromna MOC leży w naszych rękach, mimo początkowego przytłoczenia tym faktem, bylibyśmy w stanie inaczej spojrzeć na siebie, na nasze relacje i na nasze dzieci! Bylibyśmy zdolni stanąć twarzą w twarz z naszą historią i nie przenosić jej na własne dzieci!

Na następnej stronie opowiem szerzej o poszczególnych częściach naszej skrzywdzonej, rozszczepionej osobowości…

 


Poniżej opowiem szerzej o poszczególnych częściach naszej skrzywdzonej, rozszczepionej osobowości:

Zdrowe części – odwołując się do nich możemy scalić naszą osobowość, możemy dzięki niej uznać nasze traumy i zniwelować ich wpływ na nasze aktualne życie, bo przeszłości w żaden sposób nie zmienimy, możemy natomiast wyciągnąć z niej wielką naukę.

Dzięki zdrowym częściom postrzegamy świat takim jaki jest, nie takim jak chcemy go widzieć. Często zdarza się, że słyszymy to co chcemy słyszeć, widzimy to co chcemy i wszystko po swojemu interpretujemy, nie jest to bynajmniej domena zdrowych części naszej osobowości.

Dzięki zdrowym częściom posiadamy kontakt ze sobą. Wchodząc w złą relację z innymi ludźmi, będziemy w stanie wycofać się z niej. Unikniemy trwania w krzywdzącym związku, poświęcając się, naginając, w obawie przed samotnością, opuszczeniem, czy złudnym poczuciem bycia kochanym.

Mamy zdolność do autorefleksji, zdolność do oceniania swojego postępowania i wzięcia odpowiedzialności ze ewentualne złe, krzywdzące skutki swoich działań. Nigdy nie weźmiemy na siebie winy za czyny innej osoby, posiadamy własną, silną, wolną wolę.

Możemy przypomnieć sobie przeszłość, mamy zaufanie do innych ludzi, mamy potrzebę posiadania jasności i poznania, chcemy być szczerzy, nie okłamywać innych a tym bardziej samego siebie.

Mamy w sobie nadzieję na pozytywny bieg wydarzeń, posiadamy energię, siły witalne i radość życia.

Gdy nie posiadamy powyższych cechy, możemy mieć pewność, że nie jesteśmy jednością, a tkwią w nas również inne części.

Kiedy doznaliśmy traum, bez świadomej integracji nie będziemy w stanie żyć w pełni. Będziemy funkcjonować, na resztach, na skrawkach, naszego potencjału. Im mniejszą część stanowią nasze zdrowe części osobowości tym uboższe nasze życie. Celem nas wszystkich powinno być uświadomienie swoich traum, rozpoznanie ich, uznanie i pogodzenie się z tym, na końcu bardzo trudna ale możliwa INTEGRACJA prowadząca do PEŁNI!


Części straumatyzowane – wypierane ze świadomości, są tłumione, ujawniają się tylko w trudnych i stresujących sytuacjach (wstrząs szklanym domem). Stąd nieadekwatne reakcje na sytuacje nie wymagające tak intensywnej reakcji.

Części traumatyczne nie starzeją się, te części naszej osobowości nie dojrzewają, nie rozwijają się, zatrzymały się na etapie doznanej traumy, może to być bardzo wczesny wiek. Stąd sytuacje kiedy zachowujemy się jak dzieci, a dzieje się to kiedy czujemy się podobnie jak w czasie doznania traumy.

Te trudne sytuacje są dla nas szansą na naukę, ponieważ jest to jedna z okazji na wyjście, ujawnienie tych, tak pilnie strzeżonych części. Powinniśmy się bacznie obserwować i dociekać naszych zachowań, szczególnie tych których nie rozumiemy i wydają się nam być nieodpowiednie. One nigdy nie biorą się znikąd, mają źródło w nas i powinny stanowić materiał do badań nad naszym wnętrzem.

Oddzieleniu i ukryciu nie ulegają tylko te części negatywne, zamrożone są też nasz potencjał i siły witalne. Kiedy uwięziliśmy w naszych straumatyzowanych częściach dziecko, zabrało ono ze sobą nie tylko traumatyczne wspomnienia ale również  radość, spontaniczność, pozytywną nieprzewidywalność, kreatywność. Dlatego część z nas jest bardzo poważna i zbyt dojrzała jak na swój wiek, cechuje się nadmierną samokontrolą, brakiem poczucia humoru, brakiem możliwości spontanicznego niepohamowanego śmiechu.

Doświadczenia zamknięte w straumatyzowanych częściach nie starzeją się i nie tracą na aktualności, żyją w przeszłości i nie odróżniają jej od teraźniejszości. Przez to zapach, smak czy dźwięk mogą uruchomić poczucie zagrożenia lub panicznego lęku. To straumatyzowane części są naszym źródłem wewnętrznego NIEPOKOJU.


Części służące przetrwaniu – strażnik z opowieści, w moich oczach jest to jakiś majstersztyk obłędnych schematów obronnych, tak pokrętnych i przebiegłych, a zarazem niezawodnych, że pierwszy raz czytając o nich, z wrażenia łapałam się za głowę. Te wszelkie systemy obronne są niezbędne i konieczne, żeby przetrwać w chwili doświadczania traumy i trwania sytuacji zagrożenia, która w wielu przypadkach trwa wiele lat, całe dzieciństwo. Jednak po jej ustaniu nasz strażnik nie porzuca swego zadania. Wtedy już nie służy naszemu dobru, bo długoterminowe skutki traumy blokują rozwój człowieka. I tutaj konieczny jest nasz wkład pracy, aby uzyskać JEDNOŚĆ i pełne możliwości rozwoju!

Najważniejszym celem części służących przetrwaniu jest stanie na straży naszego rozszczepienia psychicznego! Jego zadaniem jest aby do straumatyzowanych części nie miały dostępu zdrowe, logiczne i dociekliwe części naszej osobowości.

Części służące przetrwaniu stosują przeróżne strategie aby odsunąć wspomnienia o traumie. Są mocno zorientowane na teraźniejszość, nie pozwalają dopuścić, że rozwiązania wielu aktualnych problemów należy szukać w przeszłości. Odrzucają całkowicie istnienie traumy, a jeśli coś niepodważalnie ją potwierdza, posiłkują się stwierdzeniami typu ‚nie było tak źle’, ‚inni mają gorzej’, ‚nic takiego się nie stało’.

Cały ten proces ‚oszukiwania’, mydlenia oczu naszym zdrowym częściom jest o tyle łatwy, że jesteśmy otoczeni ludźmi nieświadomymi, tak jak i sami nimi byliśmy. Tworząc swój idealny wizerunek w oczach obcych, sami tocząc wewnętrzną walkę nieznanego pochodzenia. Teraz już wiemy skąd ten niepokój i potrzeba zrozumienia, skąd te ciągłe poszukiwania. Pojęcie traumy zdaje się nam być czymś tak tragicznym, katastrofalnym i obcym, że przedstawia się jako niemożliwe, rzadkie a już pewne, że nas to nie dotyczy.

W tym miejscu jeszcze raz powtórzę, że TRAUMY, nie wynikają tylko z wojen, katastrof, tragicznych wypadków, nagłych śmierci bliskich osób. Traumy dotykają każdego z nas! Może to być: bicie w dzieciństwie, przemoc psychiczna, ogólnie przemoc w każdej formie, brak wsparcia w rodzicach, brak uwagi, brak komunikacji, niedostępni rodzice, którzy są zbyt zajęci pracą lub wyjechali.. Powodów można by wymieniać w nieskończoność. Ogólnie napiszę, że życie dzieci w domach tworzonych przez straumatyzowanych rodziców jest gwarantem przekazania TRAUMY! Straumatyzowani rodzice powodują traumy u swoich dzieci!

 


Kiedy czujemy,  że jesteśmy nazbyt ostrożni, zachowawczy, boimy się próbować tego co nowe. Mamy wrażanie, że coś nas ogranicza, że nie rozumiemy siebie, własnych zachowań, że nie mamy kontaktu ze sobą, że nie czujemy własnego ciała. Kiedy działamy na zasadzie tego co wypada lub należy zrobić, bardziej niż w zgodzie z tym czego chcemy lub nie. Gdy nie jesteśmy pewni siebie, nie kochamy siebie, nie dbamy o siebie i swoje potrzeby. Kiedy nie stawiamy siebie na pierwszym miejscu, bo zdanie innych osób lub ich oczekiwania warunkują nasze zachowania i decyzje. Kiedy trwamy w związkach krzywdzących, nie mamy dobrych relacji z własnymi dziećmi, rodzicami.

Wtedy możemy mieć pewność, że nasza przeszłość chowa coś, do czego powinniśmy wrócić, aby móc uwolnić nasz zablokowany potencjał!

To co zbieraliśmy przez całe życie jest w nas zapisane, wywiera na nas ogromny wpływ. Mimo, że z pozoru niedostępne, nieosiągalne, jest i czeka.

Części służące przetrwaniu mistrzowsko ignorują niewygodne fakty, odwracając od nich uwagę. Kontrolują część straumatyzowaną, posuwając się do tworzenia iluzji, czy zrzucając swoje niechciane uczucia na innych ludzi. Powodują niekontrolowane i nieuświadomione unikanie określonych czynności, miejsc lub innych osób. Unikanie i uciekanie wzmaga lęk, co jest równoznaczne z wejściem w błędne koło, w którym tkwimy, póki sami nie uznamy, że czas je zatrzymać i wyjść.

To chronienie traumy, naszej przeszłości, uznania tego, że byliśmy krzywdzeni, wybielania naszych rodziców i opiekunów, wymaga ogromnych nakładów energii.

Bywają osoby, które nałogowo kłamią, czasami jak o nich myślę, współczuję im tego wysiłku, bo ciągle muszą myśleć i pamiętać co, komu powiedziały, czy przypadkiem nie wyjdzie na jaw jedno z ich kłamstw. Nie dość, że pozbawiają się możliwości stworzenia wartościowych relacji z ludźmi, żyją w ciągłym stresie i lęku.

My wszyscy jesteśmy po części takimi kłamcami, oszukując samych siebie. Jedna część naszej osobowości chce wiedzieć, druga tłumaczy i tworzy naszą zakłamaną rzeczywistość, a trzecia, ta niechciana została schowana niestety razem z naszym życiowym potencjałem.

Obrona i chowanie traumatycznej przeszłości zużywa bardzo dużo naszej energii, która nie jest niewyczerpalna. Zazwyczaj nasz strażnik, to jest części służące przetrwaniu z czasem tracą na sile i w pewnym momencie naszego życia przestają działać. Następuje wtedy załamanie fizyczne i psychiczne, może stać się w to w późnym wieku lub o wiele wcześniej, zależy jak wiele i jakich wydarzeń zepchnęliśmy do naszej piwnicy.

Czasem nasze ciało nie wytrzymuje tej wewnętrznej walki i jest jedynym środkiem do jej uzewnętrznienia. Więc gdy chorujemy, nie należy bluzgać na cały świat, tylko zatrzymać się na chwilę i zając się w końcu sobą!

Żyjąc w takim rozdziale wewnętrznym, nieświadomie marnujemy nasze możliwości, o których istnieniu nie wiemy, nawet nie przypuszczamy jak ogromne są te pokłady kreatywności i witalności. Często uciekając w coraz to nowe aktywności, które pochłaniają nasz czas, odsuwamy od siebie możliwość bycia ze sobą. Bo kiedy zostajemy sami, nie gra radio, ani nie jesteśmy zajęci swoimi obowiązkami, jest ryzyko że usłyszymy siebie, że dojdzie do nas szept z zabarykadowanej piwnicy.

Lubię uruchamiać moją wyobraźnię, więc wyobraźmy sobie, że jesteśmy statkiem na bezkresnych falach oceanu, wiosłujemy zawzięcie i zacięcie, często niemal do utraty sił, a nad głową świszczy wiatr. Świadomy obserwator patrzy ze zdumieniem i pyta „Czemu nie postawisz żagli?” my odpowiadamy „Nie mam czasu, przecież muszę wiosłować!”. My paradoksalnie jak ten statek zabiegani, ciągle zajęci nie mamy czasu aby się zatrzymać, zadbać o siebie i rozwinąć swoje pełne możliwości!

Nie mamy czasu aby porzucić to wiosłowanie, które w momencie postawienia żagli, stanie się bezcelowe.

Może nikt nas nie nauczył stawiać żagli, ale czy skazuje nas to do końca życia na niewiedzę i bezsensowną pracę?

Ja proponuję nam wszystkim przestać wiosłować i tracić niepotrzebnie siły. Zatrzymać się na chwilę, stanąć na tym swoim żaglowcu, poświęcić czas aby go poznać i samodzielnie nauczyć się jak rozwijać żagle!

Mimo strachu, mimo obaw, ja zapewniam, że jak przestaniecie wiosłować z uporem maniaka, nie zatoniecie.
A kiedy po chwili postoju, nauczycie się korzystać z żagli, wtedy dopiero zacznie się prawdziwa podróż!

Weźmiecie ster w rękę i z wiatrem w żaglach popłyniecie w miejsca, o których wiosłując nawet nie moglibyście marzyć!

Moi drodzy miejmy odwagę spojrzeć w siebie, poznać się i pokochać!

Ja jestem w drodze do uzyskania JEDNOŚCI! Proces ten nie jest łatwy, nie jest szybki, ale głęboko wierzę, że możliwy! Was również zachęcam do porzucenia wioseł!


Symbioza i autonomia Franz Roppert traumy uwikłaniaJeżeli powyższy tekst, wzbudził twoje zainteresowanie, odsyłam do „Symbioza i autonomia” Franz Ruppert. Książka, która wiele zmieniła w moim patrzeniu na siebie, rodzinę i otocznie.

Więcej polecanych książek TUTAJ.

 


Zapraszam gorąco do dyskusji w komentarzach poniżej. Z ogromną ciekawością poznam, wasze spojrzenie na poruszany temat. Możesz pisać również anonimowo, jako gość (instrukcja).

Zostaw komentarz...

  • Irmina Nowicka

    świetny tekst, dziekuje za te slowa, bardzo wiele mi rozjasnily… co jakis czas dopada mnie stan gleboko depresyjny, to sie dzieje cyklicznie, nie jest to spowodowane wydarzeniami z mojego terazniejszego zycia, bo tu na pozór wszystko jest super… Te stany, im jestem starsza, są coraz cięższe, im jestem starsza tym jest gorzej. Wiem, ze to odzywa sie dziecinstwo… I wiem tez, ze chyba od tego nie da sie uciec, od przepracowania, zrozumienia. Wielokrotnie myslalam, ze nie ma sensu sie w tym taplac, ze lepiej nie skupiac sie na tym co bylo i myslec pozytywnie, skupiac sie na obecnym zyciu. Dzis wiem, ze tak sie nie da. Bo to wraca, regularnie. Ten wpis bardzo mi juz pomogl. Porownanie tych trzech „zjawisk” jest naprawde bardzo trafne, bardzo. Mam nadzieje,ze ksiazka bedzie rownie pomocna, bo czas juz zaczac prace. Szkoda zycia… chwilami boje sie, ze kolejnego takiego stanu juz nie przetrwam…

    • Zdecydowanie nie da się uciec! To jest absolutnie niemożliwe! Nie możesz uciec są przed sobą… Bo twoja historia to część Ciebie. W książce jest dużo przykładów i historii pacjentów, które we mnie pobudzaly wspomnienia, emocje. Pamiętaj, że emocje nie mogą Cię skrzywdzić, nie mogą cię zabić a ich tłumienie i uciekanie od nich owszem. W moim przekonaniu powrót do dzieciństwa jest konieczny w drodze do poznania siebie. Mnie też wiele procesów kosztowało wiele bólu, ogrom emocji wydawałoby się trudnych do zniesienia… przyjęłam je odczułam… i po każdym takim spotkaniu ze sobą moja odwaga i siła rośnie. Z całego serca powodzenia!

      • Irmina Nowicka

        Magda, dziekuje za odpowiedz 🙂